Archiwum 15 kwietnia 2009


kwi 15 2009 nolskoa
Komentarze: 0

.]- Trzeba przekazać ich królowi. Niech on zdecyduje, co z nimi zrobić – powiedział profesor Diwak.
Ruszyli do pałacu. Baderic, profesor Diwak, Rubeus i Konan. Wychodząc z laboratorium wpadli na Will’a i Johny’ego. Ci byli nieco zdziwieni tym, że ich koledzy prowadzą trzech zbirów, ale po krótkich wyjaśnieniach wiedzieli już wszystko o całej akcji. Will postanowił iść z nimi do pałacu. Johny jednak nie skorzystał z tej szansy. Stwierdził, że musi trochę odpocząć i nie specjalnie zależy mu na spotkaniu z królem Neptuna. Wsiedli do ośmioosobowego poduszkowca należącego do profesora i polecieli do zamku. Bandyci nie sprawiali żadnych kłopotów po drodze, więc podróż przebiegała spokojnie.
Pałac był ogromnym budynkiem, widocznym z bardzo daleka. Więc odkąd go ujrzeli jechali jeszcze dosyć długo. Siedziba króla była długa, szeroka i wysoka. Jednym słowem wielka. Strzeliste wieże niemal dotykały kopuły, która okrywała planetę. Przynajmniej tak się zdawało. Setki okien odbijały światło sztucznego słońca. Wokół zamku roztaczały się królewskie ogrody. Pełne najróżniejszych krzewów, drzew i kwiatów. Wiele z nich chłopak widział po raz pierwszy, być może rosły tylko tutaj, albo nie miał okazji zobaczyć ich na Ziemi. Były też ziemskie rośliny, które nie ustępowały pięknością swoim nieziemskim „kolegom”. Na pewno były ładniejsze niż te same gatunki na Ziemi. Widocznie klimat lub gleba sprzyjały ich uprawie.
Zatrzymali się przy głównej bramie do pałacu. Strażnik od razu ich przepuścił. Widać profesor był tu dobrze znanym człowiekiem. Od bramy do dziedzińca króla był dobry kilometr. W końcu dojechali. Do pojazdu podszedł mężczyzna, bardzo ładnie ubrany. Miał na sobie purpurowy frak i taką samą czapkę.
- Witam profesorze - powiedział przyjaźnie. – Ostrzegam, że król jest bardzo zajęty i nie wiem czy pana przyjmie.
- Mamy tutaj trzech zamachowców, którzy szykowali się do ataku na naszego króla. Myślę, że jego królewska mość będzie raczej zainteresowany tą sprawą.
- To zmienia postać rzeczy – odparł Neptuńczyk. – Proszę podążać za mną.
Mężczyzna machnął ręką na dwóch stojących nieopodal strażników. Jeden z nich wbiegł do środka budynku, a drugi podszedł do poduszkowca. Uzbrojony był w długą włócznię, a do pasa miał przymocowany rewolwer. Zajął się wysiadającymi więźniami. Za chwilę z zamku wybiegł wartownik, który wcześniej tam wszedł, a także trzech innych. Za majordomusem weszli do środka podróżnicy wraz z profesorem Diwakiem, a za nimi bandyci w eskorcie czterech strażników. Korytarz, którym szli był bardzo długi. Na ścianach wisiało wiele obrazów, a pod nimi stały wielkie ilości kwiatów. Na posadzce były piękne złote zdobienia. Na suficie liczne freski budziły podziw wśród ziemskich przybyszów. Po przejściu tego, wydawałoby się niekończącego się, korytarza pochód doszedł do wielkich drzwi, za którymi znajdowała się sala tronowa króla Thordena. Majordomus otworzył drzwi i poprosił aby goście weszli. Pomieszczenie, w którym przyjmował swych gości władca było bardzo duże. Po otwarciu drzwi oczom podróżników ukazał się w oddali dziwnego wyglądu tron. Był powywijany w różne strony, jakby ktoś zamroził dużych rozmiarów ośmiornicę. Wokół tronu stało lub siedziało z tuzin dostojników, doradców i gdzie niegdzie służący. Na tronie zasiadał władca Neptuna. Człowiek dostojny, w wieku około 45 lat, widać dobrej kondycji fizycznej. Miał krótką brodę, czarną, miejscami poprzetykaną srebrnymi pasmami, znak czasu. Tak samo włosy, niezbyt widoczne, ukryte pod olbrzymią koroną. Ubrany w strój starodawno-nowoczesny. Elementy klasycznego stroju ziemskiego baroku, tak można by to określić, mieszały się nowoczesnymi dodatkami typu rażącego koloru rękawy w okolicach przedramienia. Z ramion, wzdłuż tułowia opadał gronostajowy płaszcz. Podróżnicy, za przewodem majordomusa, zbliżali się z wolna w stronę króla. Jay czuł charakterystyczny ścisk w żołądku, towarzyszący chwilą podekscytowania. Z nerwów oglądał się niespokojnie na wszystkie strony. Dzięki temu przejrzał całą salę. Była ona podobnie zdobiona jak korytarz, lecz jeszcze bardziej bogato i z przepychem. Na ścianach gdzie niegdzie wisiały gobeliny. Na jednym z nich podobizna króla uderzała swoim majestatem, ale i dobrocią, bez zbytniej wyniosłości. Z prawej strony pomieszczenia znajdował się wielki kominek, raczej dla dodania uroku i klimatu temu miejscu niż w celu ogrzewania, w końcu wszystko było tu tak nowoczesne, że źródło ciepła z kominka wydawało się Badericowi zbyt banalne. Nareszcie doszli przed oblicze króla. Chłopakowi droga od drzwi do tronu wydawała się wiecznością…

Data:

początek XXI wieku
sdsowla : :