nolskoa
Komentarze: 0
.]- Trzeba przekazać ich królowi. Niech on zdecyduje, co z nimi zrobić – powiedział profesor Diwak.
Ruszyli
do pałacu. Baderic, profesor Diwak, Rubeus i Konan. Wychodząc z
laboratorium wpadli na Will’a i Johny’ego. Ci byli nieco zdziwieni tym,
że ich koledzy prowadzą trzech zbirów, ale po krótkich wyjaśnieniach
wiedzieli już wszystko o całej akcji. Will postanowił iść z nimi do
pałacu. Johny jednak nie skorzystał z tej szansy. Stwierdził, że musi
trochę odpocząć i nie specjalnie zależy mu na spotkaniu z królem
Neptuna. Wsiedli do ośmioosobowego poduszkowca należącego do profesora
i polecieli do zamku. Bandyci nie sprawiali żadnych kłopotów po drodze,
więc podróż przebiegała spokojnie.
Pałac był ogromnym budynkiem,
widocznym z bardzo daleka. Więc odkąd go ujrzeli jechali jeszcze dosyć
długo. Siedziba króla była długa, szeroka i wysoka. Jednym słowem
wielka. Strzeliste wieże niemal dotykały kopuły, która okrywała
planetę. Przynajmniej tak się zdawało. Setki okien odbijały światło
sztucznego słońca. Wokół zamku roztaczały się królewskie ogrody. Pełne
najróżniejszych krzewów, drzew i kwiatów. Wiele z nich chłopak widział
po raz pierwszy, być może rosły tylko tutaj, albo nie miał okazji
zobaczyć ich na Ziemi. Były też ziemskie rośliny, które nie ustępowały
pięknością swoim nieziemskim „kolegom”. Na pewno były ładniejsze niż te
same gatunki na Ziemi. Widocznie klimat lub gleba sprzyjały ich uprawie.
Zatrzymali
się przy głównej bramie do pałacu. Strażnik od razu ich przepuścił.
Widać profesor był tu dobrze znanym człowiekiem. Od bramy do dziedzińca
króla był dobry kilometr. W końcu dojechali. Do pojazdu podszedł
mężczyzna, bardzo ładnie ubrany. Miał na sobie purpurowy frak i taką
samą czapkę.
- Witam profesorze - powiedział przyjaźnie. – Ostrzegam, że król jest bardzo zajęty i nie wiem czy pana przyjmie.
-
Mamy tutaj trzech zamachowców, którzy szykowali się do ataku na naszego
króla. Myślę, że jego królewska mość będzie raczej zainteresowany tą
sprawą.
- To zmienia postać rzeczy – odparł Neptuńczyk. – Proszę podążać za mną.
Mężczyzna
machnął ręką na dwóch stojących nieopodal strażników. Jeden z nich
wbiegł do środka budynku, a drugi podszedł do poduszkowca. Uzbrojony
był w długą włócznię, a do pasa miał przymocowany rewolwer. Zajął się
wysiadającymi więźniami. Za chwilę z zamku wybiegł wartownik, który
wcześniej tam wszedł, a także trzech innych. Za majordomusem weszli do
środka podróżnicy wraz z profesorem Diwakiem, a za nimi bandyci w
eskorcie czterech strażników. Korytarz, którym szli był bardzo długi.
Na ścianach wisiało wiele obrazów, a pod nimi stały wielkie ilości
kwiatów. Na posadzce były piękne złote zdobienia. Na suficie liczne
freski budziły podziw wśród ziemskich przybyszów. Po przejściu tego,
wydawałoby się niekończącego się, korytarza pochód doszedł do wielkich
drzwi, za którymi znajdowała się sala tronowa króla Thordena.
Majordomus otworzył drzwi i poprosił aby goście weszli. Pomieszczenie,
w którym przyjmował swych gości władca było bardzo duże. Po otwarciu
drzwi oczom podróżników ukazał się w oddali dziwnego wyglądu tron. Był
powywijany w różne strony, jakby ktoś zamroził dużych rozmiarów
ośmiornicę. Wokół tronu stało lub siedziało z tuzin dostojników,
doradców i gdzie niegdzie służący. Na tronie zasiadał władca Neptuna.
Człowiek dostojny, w wieku około 45 lat, widać dobrej kondycji
fizycznej. Miał krótką brodę, czarną, miejscami poprzetykaną srebrnymi
pasmami, znak czasu. Tak samo włosy, niezbyt widoczne, ukryte pod
olbrzymią koroną. Ubrany w strój starodawno-nowoczesny. Elementy
klasycznego stroju ziemskiego baroku, tak można by to określić,
mieszały się nowoczesnymi dodatkami typu rażącego koloru rękawy w
okolicach przedramienia. Z ramion, wzdłuż tułowia opadał gronostajowy
płaszcz. Podróżnicy, za przewodem majordomusa, zbliżali się z wolna w
stronę króla. Jay czuł charakterystyczny ścisk w żołądku, towarzyszący
chwilą podekscytowania. Z nerwów oglądał się niespokojnie na wszystkie
strony. Dzięki temu przejrzał całą salę. Była ona podobnie zdobiona jak
korytarz, lecz jeszcze bardziej bogato i z przepychem. Na ścianach
gdzie niegdzie wisiały gobeliny. Na jednym z nich podobizna króla
uderzała swoim majestatem, ale i dobrocią, bez zbytniej wyniosłości. Z
prawej strony pomieszczenia znajdował się wielki kominek, raczej dla
dodania uroku i klimatu temu miejscu niż w celu ogrzewania, w końcu
wszystko było tu tak nowoczesne, że źródło ciepła z kominka wydawało
się Badericowi zbyt banalne. Nareszcie doszli przed oblicze króla.
Chłopakowi droga od drzwi do tronu wydawała się wiecznością…
Data: |
początek XXI wieku |
Dodaj komentarz